"-Znacznie ciężej jest (...) kiedy wrogowie stają się przyjaciółmi. W drugą stronę zapewne też. Czego nie widziałam? Co przeoczyłam lub na co nie zwróciłam uwagi? Zawsze wzbudza to we mnie wątpliwości raczej względem siebie niż nich.
-Kolejny urok wojny?
-Nie, życia."W wyniku pewnych wydarzeń Feyra powraca do opuszczonego miesiące wcześniej Dworu Wiosny. Ma nadzieję, że uda jej się zebrać jak najwięcej informacji i jak najszybciej opuścić miejsce, w którym tylko marniała lub była przetrzymywana wbrew sobie. Silna nienawiść odczuwana przez kobietę może mieć daleki zasięg, ale jest to i tak wielkie niedopowiedzenie, gdy chodzi o Feyrę. Jest silna, zdeterminowana i przekonana o tym, że każdy kto zasłużył na jej gniew go dostanie i nie zostanie oszczędzony.
Jest to zdecydowanie najlepsza część serii, choć pierwszy i drugi tom również utrzymywały wysoki poziom. W tym tomie jednak Feyra pokazała na co dokładnie ją stać i chwała jej za to, bo za to ją kocham! Choć miejsce w moim sercu niezmiennie zajmuje Rhysand...
Tym razem Maas przeszła samą siebie w pomieszaniu i poplątaniu fabuły tak, by nikt nie wiedział komu ostatecznie może zaufać, a zaufanie jest podstawą w tak trudnych dla Prythianu czasów. Dodatkowo poznajemy tu inne dwory i krainy oraz w końcu(!) innych książąt, bo poza wspominanymi w poprzednich tomach Dworami Wiosny i Nocy występuje pięć innych: Dwór Lata, Dwór Jesieni, Dwór Zimy, Dwór Świtu i Dwór Dnia z równie ciekawymi władcami. Mam nadzieję, że autorce uda się napisać jakiś dodatek o którymś z książąt. Z chęcią dowiedziałabym się co może lub mogło x lat temu siedzieć w głowie takiego Heliona czy Thesana. O albo jakaś historia z perspektywy Amreny, Rzeźbiącego w Kościach, Miriam, Juriana lub Viviane? Jak widzicie mam wiele marzeń co do nowych książek i oby choć jedno z nich udało się spełnić.
W skrócie jest to kolejny grubaśny tom, który połknęłam w odstępie kilku godzin. Historia Feyry potoczyła się inaczej niż to sobie w głowie ułożyłam, ale tym razem jestem zadowolona z zakończenia. Było kilka niespodziewanych i kilka spodziewanych plot twistów, ale całokształt historii jest ciekawy, przyjemny i cudowny.
Tym razem nad postaciami nie będę się wywodzić, ale wiedzcie, że to, co autorka zrobiła w poprzednich częściach było dobre, ale z tomu na tom jest coraz lepiej! Pojawiło się mnóstwo świetnych postaci, które chciałabym poznać w prawdziwym życiu, ale i wątków, o których rozwinięciu skrycie marzę.
Co prawda było kilka momentów, w którym autorka moim zdaniem zaczęła zbytnio kombinować i wymyślać, ale jest to jedynie potwierdzenie, że potknięcia zdarzają się najlepszym. Jeśli czytaliście już Dwór skrzydeł i zguby, to możemy o tym porozmawiać w komentarzach, a jeśli nie, to zachęcam do poznania fabuły Dworów! A jeśli ta i poprzednie dwie recenzje was nie przekonały, to ja nie wiem czy cokolwiek jest w stanie.
Tytuł oryginału: A Court of Wings and Ruin
Autorka: Sarah J. Maas
Seria: Dwór cierni i róż (#3)
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 846
Moja ocena: 9/10
Ile ludzi, tyle opinii ;P Niektórzy mega krytykują tę część, a inni zachwalają. Mam mętlik w głowie, ale wkrótce przeczytam i wyrobię własne zdanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Czekam na twoją opinię! :D
UsuńJeszcze nie czytałam tej serii ;p Ale mega do niej ciągnie!
OdpowiedzUsuńMusisz to przeczytać! Nawet ci mogę ją pożyczyć 😂
Usuń