"Uroda to broń ostra jak każda katana."
W historię, ze względu na skomplikowaną i złożoną fabułę, początkowo ciężko było się wgryźć. Nie ukrywam, że do setnej strony ciężko mi się ją czytało. Duży wpływ na to miał też fakt, że dawno nie czytałam książki fantastycznej, w której wykreowany świat byłby tak różny od naszego. Skażona Japonia, w której bogaci mają filtry, dzięki którym lotos do nich nie dociera, a biedni masowo umierają, była dla mnie niczym zupełnie inne miejsce, ciężkie do wyobrażenia, jak i zrozumienia. Samego gryfa również nie mogłam sobie wyobrazić, jednak gdy już się pojawił, to bardzo go polubiłam - choć nie myślcie, że to przez jego nastawienie!
"Wciągnij dym. Zamknij oczy. Poczuj, jak smok wślizguje ci się do gardła i wnika w żyły. wstrzymaj oddech. Słuchaj. Usłysz pustkę w głowie. Obejmij ją. Bądź niczym. Nie znaj niczego. Wiedz, że jesteś niczym."
W fabule tego tomu Kristoff zawarł chyba wszystko - mamy i nowy, ciekawy świat, i mitologię, ale znalazło się także miejsce na przyjaźń, walkę czy miłość. Do wyboru, do koloru, co sprawia, że Tancerze burzy są świetnym wprowadzeniem do całej trylogii. Pomijając oczywiście dłużące się pierwsze strony autor zrobił naprawdę dużo dobrego, czym samym zachęcił mnie do kolejnych tomów, jak i innych swoich książek, np. czekającej w biblioteczce już rok Illuminae.
Autor posługując się plastycznym językiem balansuje na krawędzi schematu, choć ostatecznie jej nie przekracza. Przykładem może być postać Yukiko, pozornie schematyczna - silna, piękna i odważna, a jednak z wadami, które czynią ją nieostrożną w pełnym fałszu świecie.
Jeśli chodzi o niektóre trudne do zapamiętania japońskie słowa, a także nietłumaczone w treści, jak np. inochi, chan czy arashitora, to na końcu książki mamy słowniczek z podziałem na terminy ogólne, stroje, broń i religię. Jest to bardzo przydatne, szczególnie dla osób interesujących się japońską kulturą i mitologią.
Mam nadzieję, że mieliście już okazję sięgnąć po tę historię, a jeśli nie, to w najbliższym czasie to nadrobicie. Osobiście nie mogę się doczekać znalezienia chwili na kolejne tomy, a jednocześnie bardzo nie chcę kończyć tej historii, gdyż udało mi się już do bohaterów przywiązać.
"Śmierć jest łatwa. Każdy potrafi rzucić się na stos i zostać szczęśliwym męczennikiem. Prawdziwa próba to znieść cierpienie, które towarzyszy poświęceniu."
Tytuł oryginału: Stormdancer
Autor: Jay Kristoff
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Wojna lotosowa (#1)
Liczba stron: 448
Moja ocena: 9/10
Za książę dziękuję Wydawnictwu!
Nie mój gatunek, więc sobie raczej odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Wielka szkoda :/
UsuńPlanuję przeczytać tę książkę. Lubię fantastykę, a im bardziej skomplikowana, tym bardziej mi się podoba. Na pewno więc docenię świat, który stworzył autor.
OdpowiedzUsuńCieszę się <3
UsuńJuż od pewnego czasu mam ochotę przekonać się, o co cały ten szum ostatnio ;)
OdpowiedzUsuńNajwyższa pora <3
UsuńJa również mam w planach tę książkę, to już druga recenzja na którą się natykam w blogosferze :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko ją poznasz! ;)
UsuńSeria zbiera masę pozytywnych opinii, ale ja jednak nie dam się namówić, bo to kompletnie nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńMoże innym razem ;)
UsuńKiedyś ta okładka przewinęła mi się na bookstagramie, ale nie zwróciłam na nią uwagi. Pierwszy raz o niej czytam i całkiem mnie zaciekawiłaś. Jak mój stos hańby się zmniejszy to pewnie po nią sięgnę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
oliviaczyta
Mam nadzieję, że uda Ci się po nią sięgnąć :)
Usuń