sobota, 30 stycznia 2016
Shadowhunters (sezon pierwszy) odcinek 1, odcinek 2
Nie dawno na blogu przeprowadziłam ankietę, w której wy, jako czytelnicy mieliście głosować na wybrany serial, o którym chcecie przeczytać. Jednym z najczęściej wybieranych był właśnie Shadowhunters. Nie wiem czy to dlatego, że jest to nowy serial, a więc i gorący temat, czy wiecie, że uwielbiam serię na podstawie której powstał, ale jak zapowiedziane było tak jest, więc serdecznie zapraszam na trochę informacji o moim odczuciach po dwóch pierwszych odcinkach.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym serialu wydawało się, że jestem w siódmym niebie, naprawdę. Film, a dodatkowo serial na podstawie jednej z ukochanych serii? Marzenie. Niestety po zobaczeniu obsady moja radość znacznie opadła. Obsada filmowa -> KLIK, bardzo mi pasowała, mimo kilku pomyłek odnośnie aktorów wyglądających na nieco starszych niż powinni, serialowa już niekoniecznie.
Przy oglądaniu pierwszego odcinka denerwowało mnie tak wiele rzeczy, że co chwilę go komentowałam, co nawet w moim przypadku jest dziwne. Tu zepsuli kwestię, tam coś zabrali... I tak w kółko. W drugim może zdążyłam już przywyknąć, ale wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego w pierwszym sezonie mieszają pierwszy tom z piątym? Jeśli ktoś niedawno czytał to z pewnością zrozumie co jest z "Miasta zagubionych dusz", a jeśli nie to wolę nie zdradzać. Nie jest to żaden spojler z książki, ale pewien niesmak pozostał, bo dało się obejść bez tego, ale trzeba przecież namieszać, nie?
Co do głównych bohaterów, to oni wciąż, po tych wspólnie spędzonych 80 minutach, mi nie pasują. Jak dla mnie Lily była doskonałą Clary, mimo koloru włosów, a Jamie świetnie odgrywał Jace'a. Póki co nie jestem przekonana do Kat McNamary, ani Dominica Sherwooda, ale miejmy nadzieję, że się przyzwyczaję. Ale aktor siedzący na koniu tyłem kompletnie mi nie pasuje na Luke'a. Już bardziej nadawałby się aktor grający Alarica.
Co mnie najbardziej zabolało w serialu?
*brak typowo Jace'owatego ciętego języka
*miejsce przebywania Valentine'a...naprawdę? Naprawdę?! To chyba miał być jakiś śmieszny żart, cóż
*brak wielu wielu fajnych momentów z książki, czy filmu!
*wnętrze Instytutu
*Hodge Starkweather jednocześnie jest na + i -; świetnie została pokazana klątwa, przez którą nie może nawet wspominać imienia dawnego przywódcy Kręgu, chociaż jest stanowczo za młody! On ma być w wieku zbliżonym do Valentine'a, który wygląda...jak jego ojciec
Co mi się najbardziej podobało w serialu?
*młodsza wersja Dot
*wzmianka o Twitterze, czyli w pewnym sensie unowocześnienie
*podkreślenie relacji Izzy-Alec-Jace
*Valentine jako...wyrachowany psychopata nieposiadający dredów (w końcu!)
Naprawdę ciężko jest mi dać tym dwóm odcinkom jednoznaczną ocenę. Jako wielka fanka Darów Anioła liczyłam na coś więcej, jednak osoby nieznające serii z pewnością będą zadowolone. Nie opuszczę serialu, przynajmniej skończę ten sezon. Czy kolejne odcinki mnie zadowolą, czy też nie będę pisała Wam w kolejnych postach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ogólnie, to oglądając te 2 pierwsze odcinki w wielu momentach nie mogłam powtrzymać się od śmiechu i bynajmniej nie z zabawnych scenek, czy kwestii, a właśnie takich głupot, które scenarzyści postanowili pokazać w serialu. Czarnobyl? Serio? Do tego ten super-nowoczesny instytut i miecze świetlne xD Obsada nie jest taka zła. W filmie Alec i Izzie w ogóle mi się nie podobali, za to w serialu uważam, że to najlepiej dobrana para z całej obsady! Szkoda mi trochę Clary, bo uwielbiam Lily, a na drętwą grę aktorską Kat ledwo mogę patrzeć. Mimo wszystko, nie było aż tak źle. Myślę, że serial się jeszcze wyrobi ;)
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, że się wyrobi i przedwcześnie się nie zakończy, bo jeszcze może wyjść z tego coś zabawnego xD Ale nie będę ukrywać, że założyłam się z koleżanką ile ten serial pożyje :P
Usuń