"(...) Ty zasługujesz na dużo więcej - na kogoś, kto będzie Cię kochał w każdej sekundzie Twojego życia, kto będzie myślał o Tobie nieustannie, zastanawiając się, co w tej chwili robisz, gdzie jesteś, z kim jesteś i czy czujesz się dobrze. Potrzebujesz kogoś, kto pomoże ci spełniać marzenia i kto ochroni Cię przed tym, czego się obawiasz. Powinnaś mieć u swego boku kogoś, kto będzie traktował Cię z szacunkiem i kochał w Tobie wszystko, a zwłaszcza Twoje wady. Zasługujesz na życie z kimś, kto sprawi, że poczujesz się szczęśliwa, tak szczęśliwa, że wyrosną Ci skrzydła."
"Rodzice są dla swoich dzieci barometrami emocji. To jak efekt domino."
Co takiego ciekawego jest w tej książce?Absolutnie wszystko. Po pierwsze: fabuła. Wielka przyjaźń od dzieciństwa jest niejednokrotnym motywem występującym w różnych powieściach, brakuje istot paranormalnych, więc takiemu zwykłemu Kowalskiemu* nie powinna się ona wydawać za bardzo ciekawa i w taki sposób Kowalski pokazałby jak to on się guzik zna. Historia może nie jest nadzwyczaj oryginalna, nie ma tam smoków, rycerzy, czy wróżek, ale sam choćby zapis treści dowodzi, że się wyróżnia i warto się z nią zapoznać. Wszystko zapisane jest bowiem w formie liścików, mejli, zaproszeń, kartek okolicznościowych itp., a to już coś odmienia. Ja do niej byłam z początku dość sceptycznie nastawiona, ale ta historia zawróciła mi w głowie i wplątała w sidła Rosie i Alexa z tak zawrotną siłą, że (niestety) pod koniec ciężko było ją opuścić.
Kolejnym plusem są oczywiście bohaterowie. Na kartach tej książki autorka opisuje Alexa i Rosie, a dokładniej momenty z ich życia przez ok. 50 lat, czyli zaczynając od sześciolatków kończymy na dorosłych ludziach w podeszłym wieku. Przez tyle lat zmienia się ich zachowanie, sposób myślenia i działania, co mnie, jako czytelnikowi pozwala bliżej poznać i pokochać te postacie.
"Unikanie problemu nie jest rozwiązaniem. Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie cię twoje życie."
Nie spotkałam i z pewnością nie spotkam się z negatywną oceną tej książki. Piękno tej historii jest zawarte w prostocie i realności wydarzeń. Książka jest doskonałym przykładem tego, że życie nie raz rzuca nam kłody pod nogi, ale zawsze trzeba je pokonać, czy to przeskoczyć, czy obejść, bo zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji, mimo, że wydaje nam się inaczej.
Reasumując autorka doskonale zna się w swoim fachu. Cecelia Ahern przekazuje nam całą prawdę życiową na 512 stronach w sposób prosty i przyjemny (raczej nie dla bohaterów! ;p). Książkę polecam wszystkim, nie tylko młodzieży, bo nie tylko o niej jest "Love, Rosie", prawda? Jest tu bardzo duża rozpiętość wiekowa i dlatego z książką powinien zapoznać się każdy.
*to tylko przykład! Nic nie mam do tego nazwiska :p
Tytuł oryginału: When Rainbows End
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: When Rainbows End
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 512
Moja ocena: 9/10
***
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań OkładkoweLove i Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
(+3,1cm)
Za możliwość poznania tej cudownej dziękuję pani Darii z Business&Culture!
Teraz jeszcze bardziej mam ochotę sięgnąć po tę książkę! :)
OdpowiedzUsuńPS: świetna recenzja! ;)
Cieszę się! :D
UsuńPS. Dziękuję. :)
Książka mi się podobała, ale film zdecydowanie bardziej do mnie trafił. Może to przez nieco zmienioną historię?
OdpowiedzUsuńSkończyłam film i faktycznie trochę pozmieniali, ale i film i książka podobają mi się jednakowo. :)
UsuńZ każdą kolejną pozytywną recenzją mam coraz mniejszą ochotę na ten tytuł... Myślę, że to jednak książka nie dla mnie... :)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Dlaczego nie dla ciebie? ;/
UsuńWzajemnie! :)
Na pewno przeczytam tą nowość :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ^^
UsuńZOBACZ FILM!!
OdpowiedzUsuńJestem w połowie filmu i woow jak on się różni. :o Ale i tak jest boski, bo Sam ^^
UsuńJeszcze większą mam ochotę na lekturę i obejrzenie filmu. Już niedługo!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie,
http://worldofbookss.blog.pl/
Czekam ^^
UsuńChciałabym przeczytać tę książkę (nie ukrywam, że film też chętnie bym zaliczyła :P), choć nieco zdziwiło mnie, że ma 512 stron. Serio? Nie odstrasza mnie to, ale zastanawiam się, co takiego może być w powieści... Z Ahern czytałam jedynie "Sto imion", no i oglądałam "PS Kocham Cię", obydwa dzieła bardzo mi się podobały, więc czemu by nie kontynuować naszej znajomości? ^^
OdpowiedzUsuńzaczarrowana.blogspot.com
Ja swoją znajomość z panią Ahern zaczęłam od "Love, Rosie", ale na pewno na tym się nie skończy. :D
UsuńCodziennie czytam minimum jedną recenzję tej książki, muszę i ja ją w końcu przeczytać, wszak od 2 miesięcy leży już na moim stosiku.
OdpowiedzUsuńJa również czytałam mnóstwo mnóstwo całe tony opinii o "Love, Rosie" (i to wyłącznie dobrych!), więc bardzo się ucieszyłam, kiedy ją dostałam w swoje łapki. ;)
UsuńJestem już świeżo po przeczytaniu i historia przyjaciół bardzo mi się podobała!
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńWłaśnie wypożyczyłam ją z biblioteki i jestem jej bardzo ciekawa. Mam nadzieję, że mi także się spodoba! :)
OdpowiedzUsuńk-siazkowyswiat.blogspot.com/?m=1
Jestem pewna, że się spodoba. :D
UsuńTo u ciebie w bibliotece takie nowości? :o W mojej szkoda gadać ;_;
U mnie w bibliotece też ciężko dorwać coś nowego, tym bardziej zdziwiłam się gdy znalazłam na półce "Love Rosie", oczywiście od razu wypożyczyłam :)
Usuńaaa no chyba że xD U mnie panie liczą chyba na to, że będziemy w kółko czytać lektury i książki wydane przed 2010r. ;/
UsuńRzeczywiście, książka ciekawa i dobrze napisana. Czyta się przyjemnie, lekko i z zaciekawieniem, a więc w zasadzie ma wszystko, co powinna mieć dobra książka tego typu.
OdpowiedzUsuńU mnie recenzja "Love, Rosie" już jutro na www.maialis.pl
Czekam na rec ^^ :)
UsuńPowiem ci, że o ile sama historia faktycznie była wyjątkowa i ładna o tyle ja jakoś nie miałam... wrażenia, że wpłynęła na moje życie czy jest jakoś specjalnie rewelacyjna. Po prostu po raz kolejny, tak samo jak wobec książek Greena, los pozbawił mnie zachwytów nad czymś czym zachwycają się inni.
OdpowiedzUsuńChyba coś jest ze mną nie tak ^^
Pozdrawiam,
Sherry
O gustach się nie dyskutuje. :p Moim zdaniem książka była świetna, ale wcześniej nie wyrabiałam sobie jakiejś opinii, nie twierdziłam, że musi być taka a taka, bo wiem, że to takie zapeszanie. Nie raz już czekałam dłuższy czas na książkę, bądź film i koniec końców nie zachwycał tak, jak 'powinien'. ;/
UsuńMnie książka ani zaciekawiła, ani urzekła. Była śmiertelnie nudna, mimo iż życiowa i zabawna. Umęczyłam się przy czytaniu. Autorka na siłę rzucała kłody pod nogi bohaterów, na siłę odciągała w czasie to, co między nimi było. Książka powinna być trzy razy chudsza - moim zdaniem, bo całe 510 stron o tym, jak oni się mijają, przeciąga zdecydowanie na niekorzyść. Osobiście uważam cztery miesiące (tak, 4 miesiące) czytania "Love, Rosie" jako stracone, bo zamiast męczyć coś takiego i dziwić się, czemu samo myślenie o czytaniu mnie zniechęcało, mogłam pochłaniać coś innego. Ale cóż, mówi się trudno. Dla mnie książka nie jest wyjątkowa i nie rozumiem jej fenomenu. ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli jesteś ciekawa pełnej opinii, zapraszam na recenzje-koneko.blogspot.com. ;)
Pozdrawiam, Koneko
Świetna książka !
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie,
http://modnaksiazka.blogspot.com/2015/10/czy-prawdziwa-przyjazn-miedzy-kobieta-i.html