Autor: Nancy H.Kleinbaum
Wydawnictwo: REBIS
Rok wydania: 2003
Liczba stron: 156
Ocena: 8/10
Książka została mi polecona przez moją nauczycielkę, tą samą, dzięki której przeczytałam Buszującego w zbożu, więc miałam pewność, że się nie zawiodę.
O filmie, na podstawie którego powstała ta książka słyszałam kilka razy. Nie oglądałam go jeszcze, ponieważ książkę przeczytałam dopiero wczoraj, ale byłam nim troszkę zainteresowana, ponieważ główną rolę gra jeden z moich ulubionych aktorów- Robin Williams.
Jest rok 1959. W Akademii Weltona-elitarnej, prywatnej szkole średniej- zaczął się właśnie rok szkolny. Akademia mimo surowej dyscypliny ma na swoim koncie wiele osiągnięć, toteż do jej progów co roku przybywa wielu chłopców. W tym roku grono pedagogiczne w tej szkole ulega zmianie, ponieważ na miejsce odchodzącego na emeryturę nauczyciela przychodzi jeden z absolwentów tej placówki- John Keating. Ten lekko zwariowany nauczyciel przeciwstawia się czterem głównym zasadom Akademii (Tradycja, Honor, Dyscyplina i Doskonałość) i przedstawia uczniom nowy sposób myślenia i nauczania.
„-Dlaczego wszyscy jecie lewą ręką? -Pomyśleliśmy, że dobrze jest zmieniać stare nawyki. -A cóż jest złego w starych nawykach? -Utrwalają automatyczne zachowania w naszym życiu i ograniczają swobodę myślenia.”
W pewnym momencie Keating opowiada kilku chłopcom o swoim dawnym stowarzyszeniu, w którym uczestniczył w latach szkolnych. Neil, Knox, Todd, Charles, Richard i Steven bardzo spodobał się pomysł takiego tajnego "klubu", więc postanowili założyć własny i w taki sposób powstało Stowarzyszenie Umarłych Poetów. Chłopcy nie tylko jednak uczestniczą w zajęciach i w spotkaniach Stowarzyszenia, mają również własne problemy. Pan Keating również nie ma łatwo w tej placówce, kiedy to dyrekcja dowiaduje się o pewnych informacjach na temat jego nauczania...
„Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umiarem. Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie soki życia. By zgromić wszystko to, co życiem nie jest. By nie odkryć tuż przed śmiercią, że nie umiałem żyć.”
Książka bardzo mi się podobała i mam nadzieję, że po tej recenzji sięgniecie po "Stowarzyszenie..." i przeczytacie je od góry do dołu (w końcu to tylko 156 stron). Opowieść ta wzbudziła we mnie wiele emocji: od znudzenia przez szczery śmiech, aż do głębokiego uczucia smutku. Na samym początku, kiedy cała placówka spotyka się w... bardzo mnie nudziło to ich gadanie i ten długi opis, ale jestem pewna, że bez tego ta książka nie byłaby taka sama. Bardzo śmieszyły mnie lekcje pana Keatinga i różne rozmowy chłopców, a uczucie smutku wywołało jedno z ostatnich wydarzeń, szczerze
Jest to opowieść o poszukiwaniu własnej drogi, własnego toku myślenia, a przede wszystkim poszukiwania własnego "ja". Autorka świetnie zrobiła, że napisała tą książkę, ponieważ nie do wszystkich trafia przesłanie z filmów.
Moim zdaniem warto przeczytać tą książkę. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby znalazły sie osoby, które sięgną po nią po przeczytaniu mojej recenzji, bądź kiedyś ją czytały (proszę o opinie w komentarzach) :)
Pozdrawiam
Kasia <3
Czytałam :) To już chyba klasyka. Na pewno jeszce do niej wrócę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa z pewnością będę wielokrotnie wracać do "Stowarzyszenia..." :)
UsuńWidziałam film i bardzo mi się spodobał ^^ Za książkę również będę musiała za niedługo chwycić :D
OdpowiedzUsuńNo to chwytaj za książkę, a ja muszę się zmobilizować i obejrzeć film :)
UsuńJakoś nie przywiązywałam większej wagi do tej książki, ale nie zaszkodziłoby tego zmienić. ;)
OdpowiedzUsuńJa do niektórych powieści za pierwszym razem też nie przywiązuje się jakoś szczególnie, ale ponowne przeczytanie to zmienia. :p
Usuń