Parę słów o książkach - blog z recenzjami książek Instagram: @zmu_booklover |
"Cierpliwość jest tym, co daje ci przewagę w życiu."
"Tron Tyrana" to moje czwarte i mam nadzieję, że nie ostatnie spotkanie z piórem Sebastiena de Castella. Jest to zwieńczenie historii o Falciu, Keście i Braście, czyli królewskich Wielkich Płaszczach, którzy ponad wszystko starają się wypełnić obietnice dane zmarłmeu królowi Paelisowi.
Jeśli jesteście ze mną nieco dłużej, to możecie kojarzyć moje zachwyty tą serią w recenzjach "Ostrza zdrajcy", "Cienia rycerza", "Krwi świętego" i teraz przy "Tronie Tyrana". Choć wcześniej zdarzało mi się znajdować perełki wśród książek fantastycznych, to nie sądziłam, że aż tak polubię się z tymi bohaterami, a seria znajdzie specjalne miejsce w mojej biblioteczce i sercu. Autor ma dość specyficzny styl - potrafi wplatać poetyckie porównania pomiędzy niewybredne żarty, z których chcąc nie chcąc się śmiejemy. Równie szybko potrafi wzbudzić w nas śmiech, jak i wzruszenie, za co jednocześnie go uwielbiam i nie znoszę!
"Tron Tyrana", tak jak i poprzednie tomy, jest naszpikowany akcją, a także spiskami i knuciami na najwyższych szczeblach w kraju. Nigdy nie byłam wielką fanką politycznych intryg, ale pan de Castell wzbudził we mnie ciekawość i książkę czytałam z ciekawością i niecierpliwością co będzie dalej.
"Proces sądowy jest sztuką, taką samą jak przedstawienie sceniczne czy ślub. Jego scenariusz może być dramatyczny lub nudny, aktorzy urzekający lub nieśmiali, widzowie zachwyceni lub znudzeni, ale gdy opadnie kurtyna, wszyscy opuszczają widownię z poczuciem, że zakończenie nie było dla nich niczym zaskakującym."
Nie jest to książka najmniejszych rozmiarów, ale spędziłam z nią miło czas i pochłonęłam niemal całą jednego dnia. Pozwoliła mi się oderwać od studiów i natłoku zajęć, zajęła moje myśli, a powrót do ulubionych bohaterów znacznie poprawił mi humor. Jeśli wróciliście teraz na studia czy niedawo do szkoły i potrzebujecie czegoś na oderwanie, to seria "Wielkie Płaszcze" będzie rozwiązaniem idealnym. Aż do rozpoczęcia książki nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam za tymi bohaterami, ale całe szczęście nie musieli czekać zbyt długo na przypomnienie mi o sobie.
Wydaje mi się, że o tej serii słyszała spora część internetu, szczególnie ta zakochana w książkach z nurtu płaszcza i szpady. Jeśli jakimś cudem nie słyszeliście wcześniej o Sebastienie de Castellu, Falciu, Keście i Braście, a całkiem przypadkiem lubicie fantastykę i pałacie miłością, na przykład do książek Alexandra Dumasa, to ta seria sprawdzi się świetnie, słowo! Nie zdarzyło się jeszcze, żebym czytała o niej negatywne opinie, sama zresztą uwielbiam Wielkie Płaszcze od pierwszej części i polecam wszystkim wokół.
Tytuł oryginału: Tyrant's Throne
Autor: Sebastien de Castell
Seria: Wielkie Płaszcze (#4)
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 656
Moja ocena: 9/10
Mam tą serię gdzieś z tyłu głowy i myślę, że w końcu kiedyś się za nią zabiorę, ale to jeszcze nie ten czas.
OdpowiedzUsuńOby kiedyś się udało :)
UsuńCzuję się trochę zachęcona ;) dawno nie czytałam takiego rodzaju.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się uda poznać tę serię :)
Usuń