Parę słów o książkach - blog z recenzjami książek |
Gia w barze znalazła się zupełnie przez przypadek. Zgodziła się zastąpić koleżankę, chociaż nie miała pojęcia o mieszaniu drinków, ale czego się nie robi dla przyjaciół? Szczególnie, gdy kryzys twórczy nie odpuszcza i dziennie udaje się wykrzesać siedem słów do książki, zamiast siedmiu stron... Również przez przypadek poznaje wytatuowanego przystojniaka, który okazuje się być Rushem, szefem baru, niekoniecznie zadowolonym z widoku nowej twarzy. I to jeszcze takiej, która odstrasza jego dzianych klientów. Wspominałam, że pracownicy za nim nie przepadają?
"Zbuntowany dziedzic" to kolejna książka duetu Keeland i Ward, którą miałam okazję poznać i kolejna naprawdę dobra! Czytając ich wcześniejszą książkę - "Słodkiego drania" polubiłam się z dawką humoru dostarczaną przez autorki i niecodziennymi wątkami, jakie zostały poruszone. Cieszę się, że i tym razem autorki nie poszły w stronę łatwych i schematycznych rozwiązań.
Gia jest młodą i ambitną dziewczyną, która ma od pewnego momentu blokadę twórczą. Dodatkowo udało jej się wydać zaliczkę za książkę, którą dostała od wydawnictwa i znajduje się w niemałym potrzasku. Rush z kolei żyje życiem, o którym marzy wielu. Nikt go nie kontroluje i jest sobie panem, chociaż nie zawsze tak wyglądało jego życie. Bohaterowie różnią się praktycznie wszystkim i gdyby nie to, że sytuacja ich do tego zmusiła, to nigdy by na siebie nie wpadli.
Akcja jest warta już od pierwszych stron, przez co tę książkę czyta się kilka razy szybciej. Fabuła jest ciekawie rozwijana, ale widać tu kilka powielonych schematów. Zdarzały się niekonwencjonalne rozwiązania, które bardzo mi się spodobały, ale też potrafiłam część akcji odgadnąć. Nie jest to spory minus, ponieważ mimo wszystko przy książce bawiłam się dobrze, a nawet odpoczęłam od literatury wymagającej większej ilości skupienia.
"Zbuntowany dziedzic" to historia napisana przystępnym językiem pełnym sarkazmu i humoru, który uwielbiam. Autorki zwinnie prześlizgiwały się po nowych wątkach i wprowadziły wiele ciekawych postaci, jednak prym wiedli Rush i Gia. Perspektywy obojga sprawiły, że lepiej się wczułam w historię i przymykałam oko na niektóre sztampowe rozwiązania. Zakończenie również nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem, ale z pewnością nie odpuszczę sobie kolejnego tomu, ponieważ nie mogę się doczekać smaczków, jakie z pewnością zaserwują nam autorki po drodze do właściwego rozwiązania całej sytuacji, w której znaleźli się bohaterowie. Wierzę, że będzie się działo i szczerze żałuję, że nie mam już drugiego tomu na swojej półce!
Tytuł oryginału: Rebel Heir
Autorki: Vi Keeland, Penelope Ward
Seria: The Rush Duet (#1)
Wydawnictwo: EditioRed
Liczba stron: 272
Moja ocena: 7/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu!
No, książka do mnie wkrótce przybędzie i aż nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się, co tym razem te autorki zmalowały ;)
OdpowiedzUsuńSzykuje się na pewno sporo śmiechu, chociaż nie wiem czy coś przebije Pixiego ;)
UsuńPorażka. Książki new adult romans sięgnęły dna...nie dość że straszą pedałkowatymi lalusiami, to jeszcze mają coraz bardziej harlequinowe tytuły ;/
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Harlequinów nie czytam, więc ciężko mi ocenić :/ A co do tytułów, to wydaje mi się, że dobrze jest, gdy nawiązuje do treści, tak jak w tym przypadku, ale oczywiście to jest kwestia gustu, tak samo jak jego odbiór :)
Usuń