piątek, 1 grudnia 2017

315. Listy do utraconej


Declan to typowy zbuntowany nastolatek, który nie szanuje nikogo i niczego, a trafienie na niego gdziekolwiek może mieć bardzo bolesne konsekwencje, przynajmniej taką aurę wokół siebie stwarza. Za swoje nieodpowiedzialne zachowanie musi odbywać prace społeczne na cmentarzu - sprzątać groby, kosić trawę. Pewnego dnia na jednym z grobów zauważa list, który postanawia przeczytać. Jego nadawcą jest Juliet pisząca do zmarłej matki. Jest to dla niej jedyny sposób na pogodzenie się w utratą kochanego rodzica. Declan postanawia odpowiedzieć na list...

Od chwili informacji o wydaniu tej książki w Polsce zastanawiało mnie co jest w niej tak ciekawego (poza cudną okładką), że za granicą zrobiła tak wielki szum i już wiem! "Listy do utraconej" porusza tematy mi bliskie, ale i łamie utarte schematy. Poza wpleceniem w fabułę fotografii, autorka nie skupiła się na schemacie od nienawiści do miłości - tak łatwo tu nie było, o nie!- a raczej na bliskości dusz. Historia jest bardzo oryginalna i w dużej mierze za to ją pokochałam. Dodatkowo akcja nie pędzi, narasta stopniowo i wprowadza czytelnika w nieco nostalgiczny nastrój, a to nie często się w książkach młodzieżowych zdarza.

Bohaterom również nie można nic zarzucić. Nie byli wyidealizowani, nie były to też w zupełności dwie skrajne dusze. Sytuacja Juliet, jak i Declana zmusiły mnie do dłuższych refleksji i nie żałuję tego. W pewnym sensie udało mi się z nimi utożsamić. Okazali się być bardzo dojrzali umysłowo, jak na swój młody wiek. Wiele przeszli i nie jest łatwo ich zrozumieć, ale  z czasem zaczynają się otwierać przed czytelnikiem i zrzucają zasłony ze swoich umysłów i serc.

Ciekawie wykorzystane zostało pisanie listów. Od dawna miałam ochotę zacząć pisać, ale jakoś nigdy nie było gdzie jak i do kogo - to ta książka w dużej mierze popchnęła mnie do działania. Nawet jeśli rozmawiacie z kimś codziennie i o wszystkim, to gwarantuję, że znajdziecie temat do popisania. Albo z drugiej strony - jeśli nie chcecie komuś czegoś powiedzieć w danej chwili - czy to mamie, tacie, rodzeństwu, koleżance czy nauczycielowi, a wiecie, że może was to męczyć, to napiszcie list. Niech przeleży napisany w szufladzie jakiś czas, może ochłoniecie, a może dojdą kolejne tematy. Po tym czasie będziecie wiedzieć czy chcecie go przekazać danej osobie, czy lepiej zachować go dla siebie.

Również bardzo mi się podobało wrzucenie do fabuły fragmentów wiersza Invictus W.E. Henleya. W ostatnim czasie bardzo polubiłam wiersze, więc miodem na moje serce jest czytanie o nich w książkach niezwiązanych fabularnie. Polecam sprawdzić sobie ten wspomniany wiersz, jest piękny, a jego fragmenty zapadły mi w pamięć, szczególnie: "Bogu czy bogom - dzięki składam za duszę swą niezwyciężoną" i końcówka - "bo swego losu jestem panem i kapitanem duszy swojej".

Książkę bardzo polecam nie tylko młodzieży, ale i dorosłym. Problemy, z jakimi musieli się mierzyć Juliet i Declan mogą zaskoczyć nas niestety w każdym wieku. Ważne jest również to, co można tu wyczytać odnośnie oceniania innych. Nie ocenia się książki po okładce, nawet jeśli nie jest ona najpiękniejsza, tak jak nie ocenia się ludzi po plotkach i  po postawie jaką oni przyjmują. Nigdy nie wiadomo, co muszą znosić, czy w jakiś sposób cierpią, więc trzeba powstrzymać się od osądów. Jeśli kojarzycie serial SKAM, to Noora, jedna z bohaterek sugerowała się właśnie opisującym to cytatem: "Każda osoba, którą poznajesz toczy walkę, o której nie masz pojęcia. Bądź miły. Zawsze.".

Tytuł oryginału: Letters to the Lost
Autorka: Brigid Kemmerer
Wydawnictwo: YA!
Liczba stron: 416
Moja ocena: 9/10
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu!

2 komentarze:

Skoro jesteś już tutaj to naskrob dla mnie parę słów o recenzji/książce. Dziękuję ♥ Motywuje mnie to do dalszego pisania. :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...