sobota, 16 maja 2015

129. Mechaniczna księżniczka


"-Naprawdę umierasz? 
-Tak mówią. 
-Przykro mi. 
-Tylko nie to. Nie bądź pospolity. Nie mów, że Ci przykro. Powiedz, że będziesz ze mną trenował.
-Będę z tobą trenował."

Mortmain ma plan. Bardzo dobry plan. Do jego realizacji brakuje mu ostatniego elementu układanki. Brakuje Tessy Gray. 
Charlotte za wszelką cenę stara się obronić mieszkańców Instytutu Londyńskiego oraz odnaleźć Mortmaina zanim on zaatakuje. 
Kiedy Mortmain porywa Tessę i Jem i Will starają się zrobić wszystko, aby ją uratować. Jednak czy Will przyzna się przed Jemem i przed samym sobą, że rozpaczliwie kocha Tessę?

"Znasz to uczucie, kiedy czytasz książkę i wiesz, że to będzie tragedia, czujesz, że nadciąga ciemność i zimno, widzisz, że sieć zaciska się wokół postaci, które żyją na jej stronicach. Ale jesteś przywiązany do tej historii, jakbyś był wleczony za powozem, nie możesz się go puścić ani zmienić kierunku."

To to nie jest koniec, prawda? Pani Clare niech się pani przyzna, że skrycie napisała pani trzy kolejne. Proszę. 
Jak jeszcze nie wiecie to uwielbiam książki pani Clare i dlatego tak ciężko jest mi się z nimi rozstać. "Mechaniczna księżniczka" musiała na półce odczekać kilka ładnych miesięcy zanim postanowiłam przeczytać ją po raz pierwszy. Było to w listopadzie. Od tego czasu zdążyłam przeczytać ją 6 razy, ale dopiero teraz zdobywam się na napisanie o niej. Te rany są po prostu zbyt świeże, a historia jeszcze nie zdążyła ostygnąć w moim biednym roztrzaskanym serduszku, dlatego recenzja może się wydawać bez ładu i składu za co z góry przepraszam.

,,Ave in perpetum, frater, ave atque vale. 
Bądź pozdrowiony na wieki, bracie, witaj i żegnaj."

Głównym wątkiem całej historii jest trójkąt miłosny Will- Tessa- Jem, który pani Clare cudownie zakończyła. Po raz pierwszy czytam o jakimś trójkącie, gdzie żadna ze stron nie wydaje się być poszkodowana i po raz pierwszy pasuje mi zakończenie. Nawet jeśli obu chłopaków kocham równie mocno.

Dzięki prologowi przenosimy się do Yorku w 1847r., gdzie zapoznajemy się z rytuałem nadania runów dziecku Nocnych Łowców,  którego nie rozumiałam prawie do końca książki, ale później wszystko stało się tak jasne, że wow. Tu muszę pochwalić autorkę, bo wymyślenie i powkładanie w różnych momentach takich maleńkich szczególików jest na pewno ciężkie, ale daje cudowne efekty.

"Kiedy jestem w ciemnościach, chcę myśleć że jestem w świetle, z tobą."

Też spotkaliście się z tym, że autor pisząc serię każdy kolejny tom niestety psuje, wątki rozciąga niemal do granic niemożliwości, postacie są płytkie itp? Na szczęście w przypadku Cassandry Clare tak nie jest! Autorka z każdą książką pisze coraz lepiej i coraz ciekawiej. Jeśli pamiętacie Mechanicznym aniołem i Mechanicznym księciem zachwycałam się długo długo i oczywiście nie bezpodstawnie, tak "Mechaniczną księżniczkę", a właściwie całą trylogię zapamiętam na naprawdę długi czas, bo zapisała się już ona i rozgościła w moim serduszku.

Zakończenie tej książki było tak niespodziewane i cudowne, że nie wiedziałam czy się cieszyć, czy kontynuować płakanie, bo były łzy. W dużych ilościach.
Zupełnie nie wiedziałam co myśleć o tej końcówce, bo wydawała mi się niesprawiedliwa. Oczywiście z drugiej strony, gdyby nie stało się co się stało byłoby to kompletnie przesłodzone, ale i tak przeżyłam wielki szok.

"Nie można szukać zemsty i nazywać ją sprawiedliwością."

Czy mogę Wam polecić tę książkę? Muszę. Nie wiem co powiedzieć tym, którzy zawiedli się na Darach Anioła, czy Mechanicznym aniele, bądź Mechanicznym księciu. Po prostu nie wiem. Jeśli nie czujecie przygnębienia i mojego żalu, który zagościł się w tej recenzji- o ile można to nazwać recenzją- to nie czytajcie. Idźcie dalej przez swoje słodkie życie, a płakanie po wszystkich postaciach z "Mechanicznej księżniczki" pozostawcie mnie.

"W każdym spotkaniu był smutek spowodowany koniecznością rozstania, lecz w każdym rozstaniu była też radość spowodowana spotkaniem."

Williamie, Jamesie, Charlotte, Thereso, Henry, Gideonie, Gabrielu, Sophie, Cecily i wiele innych postaci, które miałam okazję poznać w Diabelskich maszynach ciężko mi jest się z wami rozstać. Niestety czas się pożegnać, a ja muszę dać sobie ochłonąć po zimie 1878r., podczas której czułam się jak przebijana wszystkimi sztyletami. Jeszcze nie raz się spotkamy. Obiecuję, że nie raz do Was wpadnę, ale jeszcze nie teraz. Teraz idę pogrążyć się w smutku i zdobyć się na wykonanie pierwszego kroku w kierunku rzeczywistości. Muszę pozostawić za sobą Diabelskie maszyny i zacząć normalnie funkcjonować.

"Są rzeczy, których nie zniszczy żadna magia, bo one same są magiczne."

Tytuł oryginału: Clockwork Princess
Autor: Cassandra Clare
Seria: Diabelskie Maszyny (#3)
Wydawnictwo: MAG
Liczna stron: 544
Moja ocena: +10/10



10 komentarzy:

  1. Mnie "Dary Anioła" nie zachwyciły, ale po twojej recenzji postanowiłam, że dam szansę twórczości Cassandry Clare i zabiorę się za inne jej książki :)
    Galeria Książek - zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam tę serię i chyba jest to moja ulubiona. Gdy skończyłam ją czytać, to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Może to i dobrze, że nie była przeciągana na silę, tak jak mam wrażenie, że jest z "Darami anioła". :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cała trylogia Diabelskich Maszyn dopiero przede mną, ale Dary Anioła ( a przynajmniej trzy pierwsze części, które przeczytałam) bardzo mi się podobały :)

    Zapraszam na Wymiankę Książkową: http://czytelniadominiki.blogspot.com/2015/05/amerykanska-wymiana.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Diabelskie Maszyny dopiero zostaną przeze mnie przeczytane i nie mogę się tego doczekać! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę w końcu zapoznać się z twórczością Cassandry Clare :)

    OdpowiedzUsuń

Skoro jesteś już tutaj to naskrob dla mnie parę słów o recenzji/książce. Dziękuję ♥ Motywuje mnie to do dalszego pisania. :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...