piątek, 27 lutego 2015

104. Nic straconego


"W końcu na pewne rzeczy po prostu nie mamy wpływu. Nieważne, jak bardzo byśmy się starali."

Rose jest nastolatką, którą nie obchodzą opinie innych i która jak kot chodzi własnymi ścieżkami. Jest też zawziętą i upartą osobą, która dla własnego szczęścia jest w stanie wykorzystać drugiego człowieka. Jednak jest tylko człowiekiem i jej decyzje często okazują się być błędne, a konsekwencje, które za sobą niosą powoli zaczynają przerastać dziewczynę.
Już jako dziecko Rose odkryła w sobie wielką miłość do teatru i aktorstwa. Za najwyższy i najważniejszy cel postawiła sobie dążenie do bycia perfekcyjną aktorką, więc nie cofnie się przed niczym, żeby cel ten osiągnąć. Ale czy warto spełnić jedno marzenie, jeśli przez to cierpią wszyscy twoi bliscy?

Książka jest prawdziwą cegiełką toteż czytałam ją kilka wieczorów i nocy (szkoła, szkoła, szkoła i macie odpowiedź :<). Jednak pomimo tego musiałam ją kilkakrotnie przerwać z powodu głównej bohaterki. Sobie nawet nie wyobrażacie jak ona mnie irytowała. Na początku jeszcze nie wydawała się być taka zła oprócz tego kłamstwa wobec najbliższych, ale z każdą stroną denerwowała mnie ona coraz bardziej i tak po ok 200 stron musiałam przerwać, żeby nie rzucić w ścianę książką (choćby dlatego, że by się zniszczyła, a okładka jest śliczna, ale o tym później).

"Od problemów się nie ucieka, problemy się rozwiązuje."

Rose jest na prawdę ciężko polubić, szczególnie za jej charakterek, który świętego by do szału doprowadził. Mamy tutaj do czynienia z dziewczyną, która sądzi, że wszystko, ale to wszystko jej się należy, bo tak. Kochającego męża i kochającą rodzinę ma, pieniądze ma, a tej ciągle mało. Rozumiem, że kobieta chce się rozwijać, chce zacząć na siebie zarabiać (feministkom mówimy głośne TAAK!), ale bez przesady, żeby zamiast (SPOJLER) wybierać karierę?
Nie mniej jednak gdzieś tak w połowie książki polubiłam ją i to bardzo. Mimo swoich licznych wad dziewczyna jest postacią barwną i żywiołową oraz bezpośrednią co bardzo cenię.
Koniec końców podliczając wszystkie jej wady i zalety polubiłam Rose i książka coś we mnie zmieniła. Cieszę się, że dziewczyna podniosła rękawicę i nie poddała się presji ze strony rodziny i walczyła o marzenia, lecz trzeba wiedzieć kiedy przestać, a ona wyraźnie musiała się w tym doedukować. No ale pamiętajmy ideałów nie ma, a nawet jeśli by były to Rose by się do nich nie zaliczała.

"Tylko mając poczucie strachu uświadamiamy sobie, jak bardzo potrzeba nam towarzystwa."

Jedną z postaci, które bardzo, ale to bardzo polubiłam jest Elaine. Jej spokój, ułożenie i ta wieczna radość przyciągnęły mnie do niej, jednak jest coś co mnie szczerze w niej intrygowało i lekko dziwiło. Nie znamy przeszłości dziewczyn poznajemy je dopiero, gdy dobiegają dwudziestki, co byłoby fajne, gdyby nie to, że nie wiem, dlaczego Elaine zaprzyjaźniła się z Rose, skoro były swoimi zupełnymi przeciwieństwami. Również zastanawia mnie co zobaczyła w tej przykładnej żonie i przyjaciółce, Rose, skoro ubrała ją sobie za najbliższą osobę, ale dowiedzieć się tego chyba nie będzie mi dane, bo to chyba nie jest pełny temat na książkę. :P

Autorka w głównej mierze skupiła się na bohaterach i (mówię z ręką na sercu!) dawno nie czytałam powieści, która miałaby tak dobrze skonstruowane postacie. Fabuła również niczego sobie, ale postacie były moim zdaniem najlepsze! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wpadnie mi w łapki książka tej autorki (PS. To jest kolejny świetny debiut, który miałam okazję przeczytać w ostatnim czasie, a o tym już niedługo), ponieważ ma duży talent i wiem, że kolejna książka również bardzo bardzo mi się spodoba.

Książka bardzo mi się podobała i cieszę się, że miałam możliwość przeczytania jej. Jest warta poświęconego jej czasu, dlatego gorąco ją polecam! Autorce gratuluję świetnego debiutu i mam nadzieję, że to tylko zapowiedź i taki przedsmaczek jej kolejnych dzieł, po które z pewnością sięgnę.

Tytuł oryginału: Nic straconego
Autor: Karolina Sowińska
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 852
Moja ocena: 8/10 
***
Książka bierze udział w wyzwaniach OkładkoweLove i Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+3,9cm)

Za książkę ślicznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res! 

12 komentarzy:

  1. Nie wiem, nie przekonuję się do tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A to coś nowego - nigdy nie słyszałam o tej książce :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydana była w tym roku, ale wydawnictwo chyba robiło mało głośną promocję, bo ja też przed przeczytaniem o niej nie słyszałam :< A szkoda, bo książka warta przeczytania.

      Usuń
  3. Głównej bohaterki rzeczywiście nie polubię, ale... przeczytać się postaram :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka identyczna jak "Niewolnice" Dolen Perkins-Valdez:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się bohaterka, niby początkowo irytująca, ale zyskują. ;) Z wielką chęcią poznałabym to tomiszcze, zawsze przyjemnie zostać z książką na dłużej. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Skoro jesteś już tutaj to naskrob dla mnie parę słów o recenzji/książce. Dziękuję ♥ Motywuje mnie to do dalszego pisania. :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...